Pisałam, że wykłady w pałacu to stres? Albo trema przed występem na sali tak wypełnionej, że trzeba dostawiać krzesła? Przebijam to: lokalna biblioteka, czyli rozmowa o diecie na własnym osiedlu, z sąsiadami i sąsiadkami! Przybyłam z wykładem na zaproszenie niesamowitej kierowniczki tejże biblioteki – pani Joanny.
Ale trema była zupełnie niepotrzebna, bo to było bardzo miłe spotkanie. Jedna z słuchaczek (Basia – człowiek dusza) przyniosła na przekąskę pyszne truskawki, a z sali padały ciekawe pytania. Rozmawialiśmy nie tylko o mózgu, ale też o nietolerancji laktozy, usprawnieniu perystaltyki jelit.
Jesienią powrócę z kolejnym spotkaniem do mojej biblioteki.
PS. Książkę też pożyczyłam, bo przecież jak to tak, bez książki wyjść.
Miłego czytania!