Pogadajmy o dzieciach i jedzeniu, dobra? Zwłaszcza teraz, tuż przed świętami. Pogadajmy o odczuciach Waszych, o odczuciach Waszych dzieci. Poruszmy ten niewygodny temat, zobaczmy czego nie mówić, jak nie mówić, jak reagować, gdy inni mówią, jak wesprzeć swoje dzieci i siebie.
Twoje dziecko nie je, a w zasadzie je mało, je rzadko, je specyficznie, je wybiórczo. A może je dużo i z apetytem. A może je, ale w nowych i rzadko odwiedzanym miejscach jest tak pełne niepewności i lęku, że nie ma ochoty siadać do stołu. Niezależnie od tego, co i jak je Twoje dziecko, ten wpis jest dla Ciebie, bo za pasem święta i wizyty u cioć, babć itd. Czujecie już ten stres i napięcie, które ściska brzuch, na myśl o niektórych uwagach, o tym, co powiedzą inni i co Wy o sobie pomyślicie.
Przykładowe komunikaty, które może słyszycie Wy i Wasze dzieci, ba, często kierowane są one też do młodych dorosłych:
- no daj mi go na tydzień, to będzie jadł normalnie,
- moja córka je/jadła wszystko,
- jak tego nie zjesz, nie będzie prezentów,
- Ty nic dziecko nie urośniesz,
- chodź zjedz pieroga, to dostaniesz czekoladę ,
- grzeczne dzieci jedzą,
- zrobisz babci przykrość jak nie zjesz,
- no chyba za dużo tego ciasta,
- sama skóra i kości,
- ale Ci się boczki porobiły,
- no widzisz, pięknie zjadłaś, brawo, brawo,
- ciocia tyle napiekła, to się zmarnuje, musisz zjeść,
- czego tak wydziwiasz,
- odrobina cebuli nikomu nie zaszkodziła.
No i jeszcze te niezwiązane z jedzeniem:
- daj babci buziaka,
- przytul wujka,
- oj, ale jesteś niegrzecznym dzieckiem.
I te względem dorosłych:
- no ze mną się nie napijesz,
- kto nie pije, ten donosi,
- a kiedy dziecko? Kiedy ślub? Kiedy magisterka… ho ho ho i co tam jeszcze.
Presja i przemoc nie jedno mają oblicze
Ja nie bez powodu we wpisie o jedzeniu dzieci przytaczam te pozostałe przykłady. To wszystko jest presją, jest naruszeniem granic drugiego człowieka. Zobaczcie jak często, jako dorośli, nie potrafimy powiedzieć: Stop! Nie chcę tak rozmawiać, nie chcę o tym rozmawiać. Jak często paraliżuje nas w środku i mimo, że chcielibyśmy, by te słowa nie padały nie chcemy urazić, nie chcemy być NIEGRZECZNI mówiąc wujkowi: Twoje słowa nie są dla mnie ok, to w jaki sposób się do mnie zwracasz, mi nie odpowiada. Jak często trudno nam powiedzieć „nie”.
Złapani w okowy grzeczności, konwenansów, Ada to nie wypada i inne takie. A teraz postawmy w tej sytuacji dziecko. Dziecko, które też może chciałoby powiedzieć STOP, ale nie wie jak, nie umie. I to dziecko może się tego nauczyć tylko od dorosłych. Od dorosłych, którzy bronią swoich granic. I którzy, dopóki dziecko nie nauczy się bronić swoich, będzie bronić również granic dziecka.
Dziecko jest człowiekiem, po prostu trochę mniejszym, ma prawo do poszanowania jego autonomii. Ma prawo decydować o jedzeniu, czy zje, ile zje. Tak, jak ma prawo zdecydować, że nie chce dawać babci buziaka, opowiadać wierszyków, przytulać wujka. I póki samo nie potrafi tego wyartykułować przed szerokim gronem rzadko widywanych dorosłych, rolą opiekuna jest je wesprzeć i zatrzymać tę presję. Gdy zimą idziemy pod wiatr bierzemy małe dziecko na ręce, by nie wiał mu w twarz, gdy pada trzymamy nad nim parasol. I dokładnie takim parasolem i tarczą powinniśmy być w tych społecznych, cholernie trudnych sytuacjach.
Ten post nie jest super miły, w sumie chyba nie taki miał być, ale słowa lecą trochę z serca, trochę z głowy i chyba nie chcę tego zatrzymywać.
Rodzaje presji
Zmuszanie do jedzenia to forma przemocy. A to zmuszanie przybiera różne, mniej lub bardziej widoczne formy.
Szantaż czy to emocjonalny (cioci będzie przykro), czy inny (no to nie będzie prezentów) to presja. Wmawianie dziecku, że jak nie je to znaczy, że nie kocha rodzica – to presja. Przekupstwa mające na celu zmusić kogoś do jedzenia, pochwały za zjedzenie czegoś niechcianego – to wszystko presja.
Jak sprawdzić, czy jakieś zachowanie (Wasze lub kogoś z otoczenia) względem dziecka i jego jedzenia jest presją? Wyobraźcie sobie miseczkę suszonych pluskwiaków (tych śmierdzących paskud), wyobraźcie sobie, że to właśnie to musicie teraz zjeść, spróbować. Bo jak nie zjecie to Mikołaj nie przyjdzie, babci będzie smutno, zmarnuje się, trzeba spróbować wszystkiego, zepsujecie święta. Jeśli jesteście sceptycznie bądź niechętnie nastawieni do tego pomysłu lub odczuwacie lęk czy obrzydzenie to dokładnie te same emocje może mieć Wasze dziecko, gdy ktoś mu wmawia karpia, pierogi, śledzia czy cokolwiek innego.
Co można powiedzieć?
- nie dziękuję,
- nie chcę tego,
- moje dziecko samo zdecyduje, co zje,
- te uwagi nas nie wspierają,
- nie czuję się dobrze, gdy uzależniasz prezent od zjedzenia pierogów,
- jeśli naprawdę podjęłaś taką decyzję to szkoda, ale i tak Marysia tego nie zje, jeśli nie chce,
- moje dziecko je tak, jak potrzebuje,
- dziękuję, radzimy sobie,
- nie dziękuję,
- po prostu: NIE.
I ja rozumiem, że to dyskomfort gdy babcia się wkurzy, a ciocia rozpłacze. Że im będzie przykro, bo dziecko nie dało buziaka, nie zjadło nic, zjadło tylko sernik itd. No trudno. Dorośli powinni wyposażać się w narzędzia, by radzić sobie ze swoimi emocjami. Jeśli niemożność naruszenia czyjejś autonomii stanowi dla kogoś problem i przykrość, to hej to ten ktoś ma problem.
Łatwo jest akceptować dobre sytuacje, radość, ciszę, skupienie. Dużo trudniej bunt, krzyk, smutek, cierpienie, niechęć. A przecież wszystkie emocje wymagają zaopiekowania się nimi, z wszystkimi musimy umieć żyć. Dzieci też. Ale mogą się tego nauczyć tylko od nas. Albo kiedyś gdzieś później u psychoterapeuty.
Chcę Wam jeszcze powiedzieć, że z nieradzących sobie z emocjami i jedzeniem dzieci wyrastają dorośli, którzy też sobie nie radzą. Spójrzmy w innej, może szerszej perspektywie, zatrzymajmy to na sobie, niech nasze pokolenie będzie ostatnim. Dajmy dzieciom powiew świeżości, wsparcia, akceptacji. Odczepmy się od ich świątecznych talerzy, każmy się innym odczepić.
Łagodności, dobrego czasu, bliskości i odpoczynku w tej końcówce roku.
Ho ho ho!